Donald Tusk, żądający przeproszenia za Smoleńsk, wspiął się na szczyty cynizmu
Donald Tusk domaga się przeproszenia za Smoleńsk, bo prokuratura wojskowa, mącąc i klucząc, w trzy lata i dwa miesiące po katastrofie orzekła, że trotylu nie było. To znaczy trochę było, ale nie było.
Kogo mamy przepraszać?
Kogo zwłaszcza rodziny smoleńskie mają przepraszać i za co?
Może Ewę Kopacz za jej cyniczną, w żywe oczy obłudę, o przekopywaniu ziemi metr w głąb i o tych rzekomych polskich lekarzach, niby to pracujących ramię w ramię z rosyjskimi?
A może prokuratorów trzeba przeprosić, za to, że wbrew prawu nie przeprowadzili sekcji zwłok?
Może ministra, dziś ambasadora Arabskiego przepraszajmy i generała Janickiego, za to ze BOR nie czuwał nad bezpieczeństwem Prezydenta na lotnisku?
Komisję Millera trzeba przeprosić, całą razem i każdego z osobna, za to, że wydała raport przepisujący rosyjskie kłamstwa, a sama nie zmierzyła nawet brzozy?
I może przeprosić tych wszystkich, którzy dopuścili do zamiany ciał w trumnach?
I może jeszcze Putina powinniśmy przeprosić, za zatrzymane czarne skrzynki, za zmielony wrak, którego Rosja nie chce oddać, i za kłamstwa w raporcie Anodiny?
Tym wezwaniem o przeprosiny zachodzące Słońce Peru jeszcze raz czerwonym blaskiem zaświeciło nad Andami. Nad Andami bezczelności.