Janusz Wojciechowski Janusz Wojciechowski
3821
BLOG

Z czego sędzia Milewski cieszył się na trybunie?

Janusz Wojciechowski Janusz Wojciechowski Polityka Obserwuj notkę 121

 

Tam, na trybunie, sędzia Milewski stał się członkiem elity, której winien był wdzięczność i solidarność

Wesoło było w loży honorowej Lechii Gdańsk, a prezesowi Milewskiemu najweselej. Przyodziany w klubowy szalik, z którym nieco kontrastowały nobliwe okulary, pan sędzia wprost szalał na trybunie, podskakiwał, rąbnął pięścią w ramie sąsiada obok, potem intensywnie rozglądał się na boki i za siebie, jak w kościele, po „przekażcie znak pokoju”, aż na koniec, jakże szczęśliwy, przybił „piątkę” sąsiadowi z tyłu, łudząco podobnemu do premiera Tuska.

A wszystko to z powodu gola, którego Arce Gdynia wbiła była właśnie Lechia Gdańsk.

Odnoszę z tej krótkiej sceny wrażenie, że pan sędzia nie tylko z powodu gola się cieszył, lecz także, a może nawet głównie, z powodu zaszczytu, jaki go właśnie spotkał. Proszę bardzo, oto ja, sędzia-prezes jestem tu, wśród gdańskich i nie tylko gdańskich ViP-ów, mogę się wraz z nimi cieszyć. I może jak Dyzma gadał do siebie – cholera, jak daleko człowiek zaszedł!

Możliwe, że właśnie tam, na tej trybunie Lechii Gdańsk, sędzia Milewski poczuł się członkiem tej elity, której winien jest wdzięczność i solidarność, za to, że został wpuszczony na tę trybunę i w te szeregi. I dlatego pewnie cieszył się jak dziecko, podskakiwał i radośnie poszturchiwał sąsiada, zanim jeszcze Lechia Gdańsk strzeliła Arce tego gola. To była radość człowieka, któremu spełniło się skrywane marzenie.

Trudno się dziwić, że potem na baczność stał przed telefonem.

PS. W kodeksie sędziowskiej etyki zawodowej koniecznie trzeba dopisać paragraf – sędzia nie pcha się na trybuny, zwłaszcza honorowe.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka