Janusz Wojciechowski Janusz Wojciechowski
5142
BLOG

Jak żyć, Wysoki Sądzie, jak z tym żyć?

Janusz Wojciechowski Janusz Wojciechowski Polityka Obserwuj notkę 57

Anatomia niesprawiedliwości. Za podwójne morderstwo sąd białostocki skazał na dożywocie człowieka, co do którego sam nie znalazł żadnych dowodów, ani nawet żadnych logicznych poszlak - a były dowody wskazujące na sprawstwo innej osoby.
 

Ten człowiek do mnie pisał oswojej krzywdzie, w nadziei, że mu pomogę, a ja odpowiedziałem mu zdawkowo, ze nie mam władzy zmieniania wyroków.

A tareaz spowiadam się Bogu Wszechmogącemi i Wam, bracia i siostry, że bardzo zgrzeszyłem tym zaniedbaniem swoim...

Historią Jana Ptaszyńskiego zajęła się jednak niezawodna Elżbieta Jaworowicz, która szóstym zmysłem wiedziona, jednak jego list przeczytała, przejęłasię i zrobiła program, który moz państwo niedawno oglądali.

Przygotowując sie do programu przczytałem uzasadnienia białostockich wyroków - i resztki włosów zjeżyły mi sie na głowie.

Takiej "niezwykłej lekkości sądu" nie spotkałem bodaj nigdy. Na dożywotnie więzienie za podwójne morderstwo został skazany według wszelkich znaków niewinny człowiek, a pradziwy morderca młodej kobiety i jej dziecka, zapewne gdzieś tam śmieje się oszukanej sprawiedliwości w twarz. 

Piszę do Prokuratora Generalnego i mam nadzieję, że tym razem wyjątkowo nie będzie to skarga na Berdyczów.


 

Rawa Mazowiecka, 31 marca 2012 roku 


Pan Andrzej Seremet

Prokurator Generalny


Wielce Szanowny Panie Prokuratorze Generalny! 


1. Proszę Pana, błagam wręcz - bo ta sprawa nie daje mi spokoju - żeby tego mojego listu nie potraktował Pan tak, jak Pański Urząd odpowiada na większość tego rodzaju pism - że skoro sądy orzekły o winie skazanego, to to zapewne wiedziały co czynią.  

Niech pan przeczyta ten list uważnie i zapozna sie ze sprawą, której on dotyczy. 

Otóż piszę do Pana w sprawie, w której mocą swojego urzędu może Pan wnieść kasację i dać szansę na uwolnienie od niesłusznej kary człowieka skazanego na dożywotnie więzienie za czyn, którego ten człowiek najprawdopodobniej nie popełnił, a został skazany w wyniku strasznej pomyłki sądowej.

Chodzi o sprawę `Jana Ptaszyńskiergo, skazanego wyrokiem Sądu Okręgowego w Białymstoku z 19 września 2005 roku w sprawie II. K. 104/04, utrzymanym w mocy wyrokiem Sadu Apelacyjnego w Białymstoku z 28 kwietnia 2012 roku w sprawie II Akz. 1/06.

O winie Jana Ptaszyńskiego orzekł Sad Okręgowy, wyrok utrzymał w mocy Sad Apelacyjny, a kasacja obrońcy została odrzucona przez Sad Najwyższy.  

Przeczytałem jednak uzasadnienia tych wyrokw i jestem porażony brakiem logiki tego skazania. które nastapiło z pogwalceniem wszelkich reguł domniemania niewinności. POwiem w tym miejscu, że skazano go bez żadnych dowodów i żadnych poszlak, podczas gdy były dowody i poszlaki (włosy i ślad stopy na miejscu zbrodni) wskazujące na innego sprawcę. 

Domniemanie niewinności zastapiono domniemaniem winy, wskutek czego w więzieniu siedzi dożywotnio niewinny człowiek, a prawdziwy morderca śmieje sie sprawiedliwości w twarz. 

Tak uważam na podstawie wnikliwej lektury uzasadnienia wyroku sądu. Celowo piszę - sądu, a nie - sądów, gdyz w tej sprawie mamy praktycznie jeden wyrok Sądu Okręgowego w Białymstoku, którego wątpliwa argumentacja została niestety bezkrytycznie i chwilami bezrefleksyjnie powtórzona przez Sąd Apelacyjny. 


2. 36-letni obecnie Jan Ptaszyński został skazany na kare dożywotniego pozbawiewienia wolności orzeczona za podwójne morderstwo. Straszne morderstwo młodej, 23-letniej kobiety Marioli S. i jej 2,5 letniej córki Klaudii których zwloki, utoipione w wannie, zostały odnalezione przez ojca zamordowanej, w jej mieszkaniu w Białymstoku. Zbrodnia miała miejsce 28 lub 29 listopada 2001 roku, przy czym dokładnej daty sąd nie ustalił.  

Sad nie ustalił też sposobu działania sprawcy zbrodni, gdyz w opisie czynu uzył zwrotu, iz oskarżony wielokrotnie "zadziałał' na głowę i inne części pokrzywdzonej. Wyraz "zadziałał", uzyty w tym miejscu wbrew zasadom języka polskiego, nie wyjaśnia, co oskarżony konkretnie z pokrzywdzoną zrobił.

W kwestii sprawstwa oskarzonego istniały od poczatku tak wielkie wątpliwości, że na po roku postepowania, na poczatku 2003 roku sprawa została przez prokurature umorzona, z braku dowodów winy. Nastepnie jednak, bez żadnych nowych ustaleń i dowodów sledztwo zostało podjete na nowo i oskarżony został postawiony przed sądem, a nastepnie skazany na dozywocie, chociaz wobec wielkich watpliwości co do jego winy, odpowiadał z wolnej stopy.To piwerwszy znany mi przypadek skazania na dozywotnie więzienia oskarżonego odpowiadającego z wolnej stopy!


3. Podejrzenia w kierunku Jana Ptaszyńskiego wzięły się stąd, że był on przyjacielem zamordowanej Marioli S., z którą utrzymywał intymne kontakty. I to był w zasadzie jedyny fakt, z którego Sąd wysnuł potem wniosek, że to on zamordował tę kobiete i jej córkę. 

Gdy czytam jednak uzasadnienie wyroku, odnosze wrażenie, że to jest opowiadanie fabularne, z oskarżonym w roli glównej, bez rzeczowej analizy dowodów.

Przeciwko janowi Ptaszyńskiemu dowodów bezpośrednich nie ma żadnych. Spotukał sie z pokrzywdzoną, sptkał się z nią takze na 2-3 dni przed jej smiercią, był razem z nią u swego ojca w szpitalu, a potem jak twierdzi wyjechał do swojej matki w podbiałostockiej wsi. Są świadkowie potwierdzający jego alibi.

Poza faktem znajomości z ofiarą, sąd nie wskazał w uzasadnieniu żadnej, ani jednej poszlaki, z którtej mógłby wypływać wniosek o sprawstwie oskarzonego. 

Zwłoki pokrzywdzonej odnaleziono w neglizu, co dla sądu wystarczyło do przyjęcia, że zamordował ją przyjacierl, z którym utrzymywała kontakty intymne. Nikt sie bowiem do mieszkania nie włamał, a sprawca poruszał się po mieszkaniu w skarpetach (był odcisk skarpety w plamie krwi). Motywem zbrodni miał być atak agresji z powodu nieudanego seksu bądź też atak zazdrtości. Oskarżony zdaniem sądu wpadł w szał i najpierw pobił, a potem utopił w wannie wpierw matkę, a potem jej córkę. 


4. Sąd zdawał się orzekać pod wrażeniem opinii psychologicznych, w świetle których oskarżony został uznany za sadystycznego mordercę. Jak to czytam, odnosze wrażenie, że do polskiego wymiaru sprawiedliwości wraca lombrozjanizm i człowieka skazuje sie nie na podstawie dowodu, tylko w oparciu o jego portret wewnętrzny (wrócę do tej kwestii za chwilę...)

Tymczasem w mieszkaniu pokrzywdzonej, na jej zwłokach, na pościeli, pod paznokciami - nie znaleziono żadnych sladów biologicznych oskarzonego? Żadnych! Nie znaleziono też jego śladów daktyloskopijnych. 

Wręcz przeciwnie - w ręku ofiary znaleziono obcy włos, który nie był włosem oskarzonego!

Inny obcy wlos znaleziono w pościeli zmarłej kobiety i nie był to włos oskarżonego Ptszynskiego!

W plamie krwi na podłodze mieszkania odnaleziono odcisk stopy w skarpecie i odcisk ten tez nie pasował do stopy oskarżonego!

Przecież to są wręcz jednoznaczne dowody niewinności!

A jak sąd rozprawił się z obcym włosem w pościeli? Że pokrzywdzona mogła go przenieść na swojej odzieży, na przykład z autobusu...

Owszem mogła. A nastepnie w tej odzieży połozyła sie do łózka i tam pozostawiła cudzy włos..


5. Sąd uznał, ze tylko oskarżony utrzymywał ofiarą intymne stosunki i wykluczył, by oprócz niego mogła mieć tego rodzaju kontakty z jakimś innym mężczyzną. Wykluczył to na podstawie zeznań przyjaciółki zamordowanej, która zeznałą, ze gdyby Mariola miała jakiegos innego mężczyznę, to ona, przyjaciółka, napewno by o tym wiedziała.

Mam do tego tylko taki komentarz, ze sąd naoglądał sie zbyt wiele serialu "Seks w wielkim mieście". Bo w polskich realiach, a zwłaszcza w realiach podlaskich, o sprawach intymnych zazwyczaj nie opowiada się na lewo i prawo, I argument, że przyjaciółka nie wiedziała, to nie jest argument, na podstawie którego można odrzucić inne znajomości pokrzywdzonej i oskarżonego skazać na dożywocie

Sąd uznał też, ze gdyby pokrzywdzona miała intymne kontakty z innym mężczyzną, to musiałaby to robić w ukryciu przed córką, gdyz córka mogłaby powiedzieć o tym rodzinie, równiez oskarżonemu - tak napisał sąd w uzasadnieniu wyroku

Córka zamrdowanej miała w chwili śmierci 2,5 roku. Co to dziecko mogło naopowiadać...


6. Wiele miejsca w uzasadnieniu wyroku sąd poświęcił temu, że zamordowana kobieta nie miała wrogów. I co z tego, Wysoki Sądzie! Oskarżony też nie był jej wrogiem, tylko przyjacielem. Spotykał się z nią w najlepszych relacjach, opiekował się jej córką, ona towarzyszyła mu w odwiedzinach chorego ojca. Nigdy sie jej nie odgrażał, nigdy sie wobec niej nie zachował agresywnie. Nie ma w uzasadnieniu wyroku takich ustaleń, żeby oskarżony kiedykolwiek pokrzywdzoną bił, czy używał jakiejkolwiek innej przemocy. Normalnie zachowujący się, spokojny człowiek.

Wiec jaki sens miały dywagacje o braku wrogów, skoro twierdzi się, że zabił ja przyjaciel, zresztą spacerujący w skarpetach po mieszkaniu?

Trzeba było szukać stopy od tej skarpety i głowy od tych włosów, trzeba było szukać byc może innego przyjaciela, który by do tych znalezisk pasował. 

Prokuratura nie szukała, sąd też się nad tym nie zastanawiał.

Śledztwo w tej sprawie prowadzone było ze skandaliczną nieudolnością i warto, żeby Pan zwrócił na to uwagę, chociaż to już 10 lat temu. 

Poza jakimkolwiek zainteresowaniem prokuratury i sądu pozostał były mąż zamordowanej. Sad uznał, ze nimiał on motywu do zbrodni. A oskarżony Ptaszyński miał? Precież nie miał jeszcze bardziej!

Matka zamordowanej zeznałą o swoich podejrzeniach wobec innego członka rodziny, który w przezłości utrzymywał bliskie kontakty z pokrzywdzoną. Prokuratura te podejrzenia zignorowała, sąd też. 

Jego ewentualny udział skwitowany został, że to stara znajomość, która dawno sie skończyła. Chyba jednak nie tak dawno, skoro zamordowana miała zaledwie 23 lata.

Był w kręgu podejrzeń jeszcze inny członek rodziny, ale jego wykluczył sam oskarżony, który w jakichs swoich wyjasnieniach powiedział, że on jest za głupi, zeby zabić. I sąd to podchwycił i uznał, ze skoro faktycznie tamten jest za głupi, to zabił ten, czyli oskarżony. 


7. Wstrząsający jest w tej sprawie watek psychiatryczn-psychologiczny, pod wpływem którego sąd uznał, ze oskarżony, choć nigdy wcześniej nie był karany, nigdy wcześniej w swoim 25-letnim wtedy życiu nie dopuścił się żadnej agresji, ani przemocy, to jednak jest z niego urodzony morderca, nienawidzacy kobiet, agresywny i zły, dyszący żądzą mordu sadysta. 

Biegli psychiatrzy ustalili, ze oskarżony opowiadał na przykład swoim partnerkom o wcześniejszych związkach z innymi kobietami..Rzeczywiście, tylko morderca tak się zachowuje...

Sąd wyeksponował też, że oskarżony, spotykajac się z zamordowana, w tym samym czasie spotykał się też z inną kobietą. To też niewątpliwie typowa przypadłość morderców...

Biegli psycholodzy dopatrzyli się też - a sąd uwierzył im święcie - że wystepuje u  oskarżonego patologiczna wrogość wobec kobiet, albowiem wyznał podczas badania, iż każdej kobiecie trzeba wstawiać inny bajer.... no cóż, to też jest krwawa wypowiedź, której nie dopuściłby sie nikt inny poza zdegenerowanym sadystą... 

Biegli sugerowali nawet, ze oskarzony mógł zabić przyjaciółkę, bo miał pretensje, ze spotykała się z innymi mężczyznami lub że pracowała... w agencji towarzyskiej. Sąd to przyjął jako możliwe, obrażając przy okazji pamięć zamordowanej kobiety, bowiem podstaw do takich podejrzeń nie było.

Być może wizerunkowi oskarzonego zaszkodziło to, co stwierdziła jedna z biegłych - że podczas badania traktował ja jako kobietę przedmiotowo.

Jakby się skarzyła Pani biegła, a sąd z tej skargi też wyciągnął negatywne skutki dla oskarzonego. 

A oskarzony może nie wiedział, że ma panią biegłą traktować jak kobietę, może nie domyslił się, aluzji nie zrozumiał...

Ale dla sądu ten przedmiotowy stosunek do biegłej jest znamieniem morderczych instynktów. 


8. Panie Prokuratorze Generalny, ręce opadają. Niech pan przeczyta te ewidentnie naciągane opinie, w których stworzono teoretyczny lommbrozjański wizerunek oskarżonego jako urodzonego mordercy, żeby nastepnie przypasować do niego popełnioną zbrodnie. Niech mi Pan wierzy - wykracza to poza wszelkie dopuszczalne granice.

Nwet gdyby oskarzony rzeczywiście miał osobowość sadystyczna (choc nigdy wcześniej jej nie ujawnił), to przeciez jeszcze nie jest powód, zeby mu bez żadnych dowodów, ani bez żadnych poszlak przypisywać mu podwójna zbrodnię. 

Niech pan też łaskawie zapozna sie z nagraniem programu "Sprawa dla reportera", gdyz wystepujaca w tej sprawie pani biegła z zakresu medycyny sądowej mówiła o wywieranych na nia naciskach na taki kształt opinii, żeby łatwiej było rozprawić się z alibi oskarżonego i go skazać. Ta sama biegła wyeksponowała też znaczące wątpliwości co do opinii, będących podstawą wyroku. 


9.Panie Prokuratorze Generalny - reasumujac:

Nie ma żadnych bezpośrednich dowodów na winę oskarzonego, nie ma świadków, nie ma dowodów biologicznych, nie ma motywu, nie ma wcześniejszych gróźb, nie ma podejrzanego zachowania się po zbrodni. 

Nie ma dowodów i nie ma ani jednej poszlaki, poza tym, że oskarżony spotykał się z zamordowaną.

I są bardzo poważne kontrposzlaki - te obce włosy w miejscu zbrodni i ślad stopy, nie należące do oskarzonego. I jest pełna, niczym nie wykluczona możliwość popełnienia czynu przez innych sprawców.  

Jak można było w takich warunkach skazać oskarżonego na dozywocie - pojąć nie potrafię. 


10. Mariolą S i jej dziecko poniosły straszną smierć, to prawda. Ale czy za tę śmierć ma odpowiedzieć całym swoim życiem pierwszy z brzegu człowiek, najpewniej nie mający żadnego związku z zabójstwem?

Mariolę S. mógł zabic inny jej przyjaciel lub znajomy. Mógł ją też zabić zupełnie obcy cżłowiek, który podstepem wszedł do jej mieszkania - ktoś podajacy się za listonosza, hydraulika, inkasenta, Bóg wie jeszcze kogo. I raczej, zważywszy skarpety, nie był to partner seksualny zamordowanej, bo w kontaktach intymnych skarpety raczej nie są typowym atrybutem.

Mówi się, ze proces był poszlakowy. Jaki tam poszlakowy - poszlaki raczej wykluczały sprawstwo oskarzonego, niż wskazywały na nie.

Cały ten wyrok, a raczej oba wyroki obu instancji stanowią jakieś dziwne opowiadanie fabularne, w którym brak dowodów zastąpiono konfabulacja na temat prawdopodobnego przebiegu wydarzeń. Brak dowodów winy zastapiono domysłami, dowody niewinnosci jako nieistotne sąd pominął. 

Jestem wstrząśniety sposobem osodzęnia tej sprawy przez wymiar sprawiedliwości Rzeczypospolitej, jestem wstrząśniety tą "niezwykła lekkością sądu", której ceną jest dożywotniw więzienie najprawdopodobniej niewinnego człowieka.

Prosze, niech pan rozważy wniesienie kasacji, na tej podstawie, że doszło do rażącego naruszenia zasady domniemania niewinności. 


Z wyrazami szacunku

Janusz Wojciechowski


PS. Spotkałęm sie z matką skazanego. To nie był płacz, a raczej skowyt. Wychowała sie jako sierota, i na stare lata zamiast opieki syna, jak sierota została sama, z gospodarstwem, w chałupinie na skraju lasu. Jej mąż, ojciec oskarżonego już umarł z choroby i zgryzoty.

Jan Ptaszyński siedzi w więzieniu ósmy rok. W ubiegłym roku usiłował popełnić samobójstwo. 

Stoją mi przed oczyma wszyscy. Ta zabita kobieta i jej dziecko, ten oskarżony na więziennej przyczy, ta zapłakana matka i ten chchot nieznanego prawdziwego mordercy.

Jak żyć, Wysoki Sądzie, jak z tym żyć?

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka