Janusz Wojciechowski Janusz Wojciechowski
1433
BLOG

Wybory jak żona cezara

Janusz Wojciechowski Janusz Wojciechowski Polityka Obserwuj notkę 32

1. Długo mnie przekonywał dr Jarosław Flis swoimi tezami o "Poszukiwaniu zaginionej ćwiartki", aż prawie przekonał.
Zgoda - wybory samorządowe nie zostały sfałszowane.
Wybory samorządowe sfałszowały się same.

2. Wybory sfałszowały się same, a przejawem tego fałszu jest ponad 3 miliony nieważnych głosów, w tym prawie dwa miliony nieważnych głosów, oddanych w wyborach do sejmików województw.
Co ciekawe wybory sfałszowały się nierówno - w Warszawie i innych dużych miastach sfałszowały się na około na 3-4 procent głosów nieważnych, a na tak zwanej prowincji na 15-20 procent.
Ludzie szli do lokali wyborczych przez śniegi, zawieje, wicher wiał im w oczy, docierali do lokalu wyborczego, a tam - ciach! - milionami wrzucali do urny nieważne głosy. 

3. Gdyby wybory samorządowe nie sfałszowały się same, ich wynik mógłby być zasadniczo inny. Gdyby nie 19 procent nieważnych głosów w okręgu płockim, PSL mógłby tam dostać nie skromne 49 procent, ale 69 procent głosów i w Sejmiku Mazowieckim rządziłoby samodzielnie, bez pomocy Platformy.
  Trzeba coś zrobić, żeby wybory przestały się  samofałszować. Dość tego wypaczania demokracji.
Dziś na konferencji prasowej PiS przedstawię propozycje do procedowanego aktualnie w Senacie kodeksu wyborczego, uchwalonego już przez Sejm.

5. Po pierwsze - lokal wyborczy. Obecnie jest on przygotowany do głosowania jak w PRL-u - bez skreśleń. Pulpit za kotarą trzydzieści centymetrów kwadratowych, a karta do głosowania w wyborach do sejmiku - płachta na półtora metra. Nie da się jej rozłożyć, ani przeczytać, trzeba w powietrzu skreślać. Kartki fruwają, spadają na podłogę, okulary  gdzieś zawieruszyły, długopis przerywa... - a, cholera tam, nie głosuję! Tak pomyślał niejeden wkurzony wyborca i wrzucił do urny białą kartkę.
W lokalu wyborczym musi być za kotara taki stół, żeby kartki swobodnie rozłożyć, przeczytać, zastanowić się - i skreślić.

6. Po drugie - liczenie głosów musi byc obserwowane z zewnątrz, bo cuda się dzieją przy tym liczeniu. Znam przypadek, że po podliczeniu głosów cudownie odnalazła się dodatkowa paczka dla jednego z kandydatów. Albo ja ktoś ukrył, albo dorzucił, tak źle i tak niedobrze.
Sugeruję, żeby liczenie głosów w komisjach obwodowych było obowiązkowo nadzorowane przez obserwatorów Państwowej Komisji Wyborczej, a byliby tymi obserwatorami sędziowie, prokuratorzy, radcowie prawni, adwokaci i notariusze, czyli prawnicy. Byłaby mniejsza śmiałość do kombinowania w ich obecności.

7. Po trzecie - obwodowe komisje wyborcze nie powinny być powoływane przez wójta, najczęściej spośród podległych mu pracowników. Zależni od wójta i przez niego powołani ludzie liczą temu wójtowi głosy, a od wyników tego liczenia zależy nie tylko wójtowa, ale również ich posada. To i liczą, tak, żeby było dobrze.
Sugeruję, żeby członków obwodowych komisji wyborczych powoływali prezesi sądów rejonowych, co jest dalszym krokiem w stronę poddania wyborów nadzorowi sędziów.

8. I po czwarte - koniec z wynoszeniem kart poza lokale wyborcze. Toi jest podobno świetna metoda fałszerstwa - gość wynosi kartę, dostaje butelkę wódki, a następny umówiony delikwent kartkę tę odpowiednio zakreśloną wrzuca do urny wraz z własną. Jest dzięki temu pewność głosu. Policja próbowała to ponoć ścigać, ale co z tego - wolno mieć kartę wyborczą, wolno zabrać ją sobie do kolekcji.
Postuluje, żeby nie było wolno, żeby takie wynoszenie było uznane za przestępstwo.

9. Składam te propozycje z takim przesłaniem, że w demokracji wybory powinny być jak żona cezara - poza wszelkim podejrzeniem.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka